piątek, 20 września 2013

Rozdział 50

KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ !

Leżałem, na betonie wszystko mnie bolało, nie mogłem się ruszyć, nic nie słyszałem, widziałem ciemność, bo była noc chciałem zawołać dać jakikolwiek znak ale nic nie mogłem zrobić, poczułem niewyobrażalny ból i nastała ciemność straciłem przytomność.
Riker wstał w nocy bo nie mógł wstać, postanowił że pójdzie do kuchni i się czegoś napije, schodząc po schodach nie zauważył że niema Rossa bo było ciemno, zaszedł do kuchni nalał sobie soku i poszedł do salonu  nie paląc światła usiadł na końcu kanapy zapominając, że Ross tam trzymał zawszę nogi.- o kurczę Ross zapomniałem przepraszam, mocno boli. - Zapytał, ale nie uzyskał odpowiedzi wstał, podszedł na wysokość głowy i odkrył koc Rossa nie było.
 -Vanessa!
-Co?!
-Ross uciekł!
-Jak to uciekł ?!
-Musiał słyszeć moją rozmowę z Rockim cholera.!
-Co teraz robimy?-powiedziała schodząc na dół.
-
Ja go idę szukać

-Pójdę z tobą.
Ubrałam się szybko Riker był już gotowy, wyszliśmy z domu, nawet go nie zamykając bo Rocky, Rydel i Ellington mieli na pewno zaraz wrócić. Wyszliśmy z podjazdu Riker zaczął biec nie wiedziałam po co, klęknął nad jakąś ciemną rzeczą, dotykał jej, nagle przyłożył swoją głowę to tego obiektu, podeszłam bliżej i mnie zamurowało to był Ross, a Riker nasłuchiwał czy jego serce bije.
-Dzwoń po karetkę!
-Już.
-Niema tętna, i nie oddycha!
Karetka przyjechała po pięciu minutach, podnieśli Rossa z ziemi położyli na nosze wsadzili do karetki i zrobili mu masaż serca, odzyskał tętno i oddychał, ale wciąż był nie przytomny. Riker i Vanessa stali oszołomieni tym co się dzieje.
Lekarze wzięli ich ze sobą. W szpitalu Rossowi podali tlen i położyli na salę, pozwolili Rikerowi i Vanessie wejść do niego, na resztę nocy.
 

-Pan Riker Lynch?- zapytał lekarz.
-Tak o co chodzi?
-Chciałbym z panem porozmawiać na osobności.
-Nie mam przed nią żadnych tajemnic Ross tak samo.
-Dobrze więc pan Ross, stracił dużo krwi, ledwo co przeżył i jest na 70% pewne że nie będzie pamiętał ostatnich trzech lat.
-To pewne?
-Niestety tak, przykro mi.
-Dobrze dziękuję za informację.
Gdy Lekarz wyszedł z sali zakryłem twarz rękami i zacząłem płakać, znów przez moją nie uwagę leży w szpitalu i walczy o życie. Vanessa podeszła do mnie i przytuliła, też zaczęła płakać. Ross miał się wybudzić z tego co wiedziałem miał się wybudzić jeszcze dzisiaj.
-Riker wyjdzie z tego, wtedy przeżył, jest silny i oboje o tym wiemy.
-Może i masz rację ale już drugi raz trafił przeze mnie...
-Riker! , nawet się nie waż tego mówić
-Ehh no dobrze ale w duchu i tak wiem swoje.
-To co ty masz w duchu też radzę wywalić.
-Ale..
-Riker nie prowokuj mnie!
-Dobrze- powiedziałem przegrany.
Znów ta sama sytuacja Ross leżał nie mógł się ruszyć, ale wszystko słyszał. Tym razem wiedział co zrobić żeby zebrać w sobie siłę i się wybudzić. Riker siedział koło jego łóżka a Vanessa leżała na przeciwko łóżka Rossa. 
Leżałem, zbierałem siły aby się wybudzić otworzyłem oczy, zobaczyłem że jakiś chłopak siedzi bokiem do mnie i ma zamknięte oczy.
-Riker?- zapytałem bo był podobny do mojego brata.
-Tak Ross to ja, pamiętasz co się stało?
-Nie
Po odpowiedzi Rossa Riker wszystko mu wyjaśnił i przedstawił Vanesse.
-Więc nie wiecie gdzie jest Laura?
-Nie przykro mi.
Dla Vanessy zadzwonił telefon. Riker ją poprosił, alby dała na głośnik, bo to była Laura.
Ross uważnie się przysłuchiwał rozmowie, która przebiegała nerwowo.
Laura powiedziała że nie da się tak żyć i chce zacząć nowe życie, wylatuje z Californi na stałe. Rossowi zaszkliły się oczy i zaczął płakać, Vanessa podała telefon Rossowi wyjaśniając wcześniej iż ten nic nie pamięta. Tylko dla tego Laura się zgodziła z nim porozmawiać. Rozmawiali ze sobą chwilę po czym Laura się pożegnała, na koniec mówiąc dla Rossa że wylatuje jutro w południe do Nowego Jorku i już nie zamierza wracać, przeprosiła go i się rozłączyła.
Gdy Ross rozmawiał przez telefon ja wyszedłem spytać się lekarza kiedy wypuszczą Rossa, powiedział że jutro o dziewiątej może wyjść.
-Ross mam dobre wieści jutro wychodzisz.
-To fajnie. Ej dlaczego mi nie powiedziałeś że będziesz miał bliźniaki?
-A ty skąd..? Vanessa?
-Spokojnie nikomu nie powie. nie powiesz prawda?
-Nie spokojnie.
Rozmawiali jeszcze chwilę i poszli spać, w nocy do szpitala przyszła Laura, która na szafce nocnej Rossa postawił pudełko z ich zdjęciami, piosenkami i upominkami.
Gdy obudziłem się rano na mojej szafce leżało pudełko,było w nim pełno zdjęć i tekstów, były też upominki, wisiorek i kostka do gry na gitarze. Domyśliłem się że to od Laury, odpiąłem od siebie kroplówki i przyssawki, do których byłem podłączony.
W pudełku była mapa nie wiedziałem gdzie mnie zaprowadzi ale postanowiłem się za nią udać. Wymknąłem się ze szpitala i poszedłem za mapą.
Po trzydziestu minutach marszu doszedłem do polany, na jej końcu były wysokie liście, mapa wskazywała że za nimi coś jest, rzuciłem ją na ziemię i udałem się w stronę liści, odsłoniłem je i wyłonił mi się piękny dziki wodospad, połączony z czystym jeziorem, wiedziałem co to za miejsce gdy je zobaczyłem, było to miejsce w które przychodziłem z Laurą. W tej chwili przypomniało mi się wszystko, coś mnie drgnęło i pobiegłem w stronę lotniska które znajdowało się około dwóch kilometrów stąd. Biegłem najszybciej jak mogłem wiedziałem że to jedyna okazja do tego by zatrzymać Laurę przy sobie, wbiegłem na lotnisko i pobiegłem w kierunku lotów do Nowego Jorku, nikogo tam nie było spytałem się wiec kobiety, która stała za biurkiem.
-Czy już wyleciał samolot do Nowego Jorku?
-Tak.
Nic nie odpowiedziałem wybiegłem tylko z lotniska i pobiegłem na tamtą polanę.
Widziałam jak Ross pyta tę kobietę, o samolot, wiedziałam że mu się to przypomniało i pożałowałam tego że z nim zerwałam, wybiegłam za nim i udałam się w stronę gdzie pobiegł po około pięciu minutach  biegu zobaczyłam że chłopak wbiegł do sklepu i coś kupuje, wybiegł tak samo szybko jak wszedł i pobiegł dalej, a ja oczywiście za nim. Stanął na środku pustej polany i wyjął coś z kieszeni. Był straszny wiatr, postanowiłam do niego podejść i go przeprosić, zaczęłam iść w jego stronę, gdy zauważyłam że to co wyciągnął z kieszeni było teraz przy jego skroni, był to pistolet. Zaczęłam biec jak najszybciej potrafiłam, krzyczałam ale wiatr wszystko zagłuszał.
Stałem samotnie bardzo wiało, wiedziałem że życie bez Laury to nie życie, chciałem z tym skończyć, już odbezpieczyłem pistolet i miałem strzelać, ale ktoś mnie popchnął, z taką siła jak zapaśnik. Upadłem na ziemie upuszczając broń z ręki, odwróciłem się była to Laura. Przytuliła mnie bardzo mocno aż moje ciało przeszedł ból, bo byłem okaleczony po wypadku.
-Kocham cię i żałuje że z tobą zerwałam. - powiedziała płacząc nade mną.
-Ja też cię kocham ale ty nie chcesz ze mną być więc, jeśli nie mogę żyć z tobą to wolę nie żyć.
-Ja chcę do ciebie wrócić kocham cie i też nie potrafię bez ciebie żyć.
-Lauro Morano czy zostaniesz ponownie moją dziewczyną?
-Oczywiści że tak Rossie Lynchu.
Pocałowali się namiętnie na trawie, po czym wrócili do szpitala, do wciąż śpiącej pary.

                                                                         CDN

8 komentarzy:

  1. Super rozdział. Popłakałam się naprawdę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja prawie się popłakałam. Dobrze, że go uratowała! (:

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajebiscie piszesz rozdzialy swietne po prostu łał brak mi słów nikt ci nie dorównuje jesli chodzi o bloga bo piszesz tak dobrze jak nikt; inny;)czekam na next

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej dziękuje za te miłe słowa, ale gdyby nie moja Kasia, która ma genialne pomysły to bym się poddała..
      A ten rozdział właśnie pisała ona z resztkami sił, ale ona...

      Usuń
  4. CUDOWNY ! Piszesz świetnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ktoś będzie chciał zastrzelić kogoś może tak Taka myśl a pro po rozdziału 71 cz 2.
    Albo będzie ktoś napadnięty lub porwany. Nie mogę doczekać się next`a .(71 cz 2)
    Naprawdę świetnie!

    OdpowiedzUsuń