poniedziałek, 25 listopada 2013

czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 74

"Ze specjalną dedykacją dla naszej wiernej czytelniczki Agnieszki, pamiętaj abyś nigdy nie traciła nadziei w to, że wyzdrowiejesz..."  - Autorki bloga <3 

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ 

Nagle w środku nocy Rossa obudził tłum biegnących lekarzy, wstał szybko z łóżka szpitalnego kładąc głowę Vanessy na poduszce i udał się za nimi. Lekarze wbiegli do pokoju jego starszego brata, Ross mając już łzy w oczach wbiegł za nimi.

Wszedłem do pokoju szpitalnego w którym leżał mój brat.Robili mu sztuczne oddychanie, zauważył mnie lekarz, podszedł do mnie i zaprosił całego zapłakanego do gabinetu.
-Panie Lynch niestety pański brat jest w tragicznym stanie i...
-I co?
-Przykro mi to mówić, ale lepiej by było przy gotować się na najgorsze.-powiedział z powagą.
-To znaczy, że on nie przeżyje?
-Szanse są nikłe przykro mi.
-Dziękuję za szczerość panie doktorze, czy mogę teraz do niego iść?
-Jeśli lekarze opanowali sytuację, to możesz ale na chwilę.
-Dobrze, chodźmy.
Ross razem z doktorem poszedł w kierunku sali Riker'a na szczęście lekarzom udało się wszystko doprowadzić do normy.
-Widzę że wszystko w porządku możesz do niego iść.
Nic nie odpowiedziałem, tylko odwróciłem się na pięcie i udałem się w kierunku brata, wciąż jego twarz była blada i nic nie wyrażała.
-Riker bracie, proszę jeśli mnie słyszysz to ściśnij moją rękę.
Ross czekał, ale nic się nie działo, już miał odejść gdy nagle, poczuł lekki ucisk na dłoń.
-Ty musisz żyć, dla nas i dla Vanessy. Riker proszę cię jeśli mnie słyszysz,to nie umieraj.
Przytuliłem brata na pożegnanie, wyszedłem z jego sali udając się do wciąż śpiącej Vanessy. Położyłem się koło niej na łóżku i przytuliłem, niestety zrobiłem to za mocno i się obudziła.
-Ross co się stało, dlaczego jesteś zapłakany?-Zapytała z niepokojem.
-Reanimowali Riker'a, rozmawiałem z lekarzem i powiedział żeby się przygotować na najgorsze.
Vanessa zaczęła płakać w ramionach Ross'a, który też ponownie się rozpłakał, ale starał się ją pocieszyć. Dochodziła piąta trzydzieści nad ranem, Van i Ross wciąż leżeli wtuleni w siebie, ich smutne miny poprawił Ell wchodzący do sali z całym pękiem balonów w różnych kolorach.
-Party Rock! niespodzianka, co nie spodziewaliście się mnie tak wcześnie?!
-Ratliff!-krzyknął Ross.
-Co?!
-Nie widzisz że jesteśmy nieco przybici?!
-Ross co się stało?!-zapytał zdenerwowany.
-No więc...
Ross zaczął wyjaśniać dla Ell'a to co powiedział mu lekarz, w pewnym momencie brunet przysiadł na łóżku szpitalnym i zaczął łkać, blondyn podszedł do niego i przytulił, starszy odwzajemnił gest i przez kilka minut siedzieli wtuleni w siebie płacząc sobie w ramiona. Vanessa nie mogła na to patrzeć i też zaczęła płakać chłopcy podeszli do niej i przytulili. Ross postanowił zadzwonić do reszty.Rozmowa telefoniczna:
-Halo?
-Diego?
-Tak, Ross coś się stało?!
-Wszyscy są u nas w domu?
-Tak, powiesz co się stało?!
-Daj na głośnik żeby wszyscy słyszeli.
-Już,
-Słuchajcie, dziś rano lekarze reanimowali Riker'a, jeden z nich rozmawiał ze mną i powiedział że można się przygotować na najgorsze.-powiedziałem łamiącym się głosem.
-Ross, czy on umrze ?
-Lekarze tak obstawiają.
-Słuchaj, odwiedziny są od jedenastej, więc wyślemy do was Lau.
-Dobra na razie.
-Pa, pa.
Ross rozłączył się i zaczęliśmy czekanie na Laurę, która pojawiła się w szpitalu po około piętnastu minutach i wbiegła do naszej sali, wprost rzucając się na Ross'a namiętne go pocałowała. Po krótkim czasie odkleili się od siebie i po kolei się z nami przywitała, byłem ostatni ale najdłużej mnie ściskała.
-Ross mogę cię prosić? -zapytała Laura.
-Oczywiście kochanie.
Wyszli z pokoju szpitalnego na korytarz.
-No więc o co chodzi myszko?
-Ross brakuje mi ciebie, wiem że teraz Riker jest w szpitalu ale mnie olewasz już od dłuższego czasu.
-Laura kochanie, to nie prawda, kocham cię najbardziej na świecie i nikogo innego, jesteś dla mnie jak słońce dla ziemi, jak tlen do oddychania, bez ciebie jestem nikim, samotnym pustym wrakiem człowieka, bez ciebie mój świat nie ma sensu , gdy przy mnie ciebie nie ma to tak jakby mi ktoś wyrwał serce i nie planował go oddać, ja cię kocham!
Laura się odwróciła i idąc w stronę wyjścia ze szpitala zaczęła śpiewać na głos piosenkę, którą dokończył Ross.
Laura:
Kochaj mnie wiecznie, lub nie kochaj wcale.
Zakończ tę mękę, plecami do ściany.
Podaj mi rękę, nie pytaj dla czego.
Nic nie obiecuj, żyj do upadłego.
Ross:
To tylko pozory, że wszystko się zmienia.
Wszyscy są inni, lecz kogo obwiniać.
I co byś nie zrobiła, na nowo rozpoczniesz.
Dopiero, gdy postawisz na swoim to spoczniesz.

Laura odwróciła się do Rossa, uśmiechnęła się i pobiegła do niego. Ross złapał ją jedną ręką za pod bródek a drugą za ramie i namiętnie pocałował.W tym czasie Rattliff z Vanessą odpowiadali na pytania od fanów w poczcie na telefonie Ell'a. Para weszła do sali i usiadła na łóżku.
-I o co chodziło?-zapytał ciekawy Ell.-A ty co książkę piszesz? -odgryzł się Ross.
Dziewczyny zajęły się czytaniem, a chłopcy zaczęli się kłócić, oczywiście na żarty.
-Nie tylko powieść.
-Kretyn- zaśmiał się Ross.
-Debil -odgryzł się brunet.
-Osioł.
-Blondyn!
-Ooo.. przegiąłeś - krzyknął Ross śmiejąc się.
-Haha Ross wiesz, tak się zastanawiam co bym dziś robił jak bym cię nie poznał.
-Tak ja też, to co zgoda?
-A była jakaś kłótnia?
-Dobre, to co będziemy robić Ell.?
-One czytają, chodź do Riker'a.
Ross i Ell poszli do Riker'a, usiedli na krzesłach po dwóch stronach łóżka. Przyglądali się dla najstarszego, nie wierzyli że to ten sam Riker, który był zawsze wesoły, nieprzewidywalny i dowcipny, ten Riker leżał teraz sztywno na łóżku walcząc o życie, oddychał powoli i równo, nie wyglądał na wesołego twarz miał obojętną. Ross chwycił go za rękę, nie wytrzymał i zaczął płakać, nie długo było trzeba jak i brunet zaczął płakać.  
Trzymałem rękę brata, w pewnym momencie poczułem dosyć mocny uścisk, silniejszy niż rano, ale wiedziałem że i tak nic nie wskóramy więc razem z Ratliff'em udaliśmy się do drzwi z zamiarem opuszczenia sali.
-Jest remis Ross, życie za życie.
Usłyszałem szept za plecami, odwróciłem się i na mojej twarzy w momencie zagościł banan od ucha do ucha, na łóżku leżał Riker z otwartymi oczami i uśmiechał się do nas, Ratliff miał minę jak by zobaczył ducha, ja natomiast podbiegłem do brata i go mocno przytuliłem.
-Auć!
-Przepraszam, ale nie mogłem cię już nigdy nie usłyszeć.
-Nie szkodzi, a ty co Ell ?
-Ja, ja nie wieże, ty, Ross on.. -Ratliff się jąkał.-Tak on żyje Ell.
-Riker!- wykrzyknął radośnie i pobiegł go uściskać.
-Super że się cieszycie, a co z Vanessą i dziećmi, kto był przy porodzie?
-Z Vanessą i dzieckiem dobrze, a przy porodzie byłem ja.
-Z dzieckiem, Ross a co z drugim?
-Przykro mi.
-Ono nie żyje tak?
-Tak.
-Mam nadzieję, że nie miałeś skojarzeń, gdy rodziła?
-Nie miałem na to czasu, prawie zemdlałem, a ona mi palce chciała zmiażdżyć.
-Poczekaj pójdziemy po nie i po lekarza.
Ross i Ell poszli do sali Van po nią i po Lau, a w drodze powrotnej wstąpili po lekarze z którym wrócili do Riker'a. Wyniki miał pozytywne i za kilka dni miał wyjść. Do sali weszła pielęgniarka.
-
Pani Marano i pan Lynch tak?
-Tak o co chodzi?
-Państwa dziecko ma.....

                                  CDN..
Jak obiecałam, rozdział jest dłuższy od poprzedniego, mam nadzieję że się podoba. ^^
Jak sądzicie co będzie dalej?

Odpowiedzi zostawcie w komentarzach ;*     

Awww.... ;*

Dziękuję w imieniu obu z nas za 50.000 wejść na naszego bloga od dokładnie 20 sierpnia, jesteście dla nas motywacją, każdy komentarz, wejście, głos motywuje nas do dalszego pisania i nadwyrężania naszych, a przynajmniej mojej pustej bani XD, bo Renia to mądra i pilna uczennica. Powinnam brać z niej przykład.
Jeszcze raz dziękuję za wszystkie komentarze i wejścia, dziś jest na wesoło, a co do rozdziału to postaram się go przepisać dziś, jest już gotowy mało tego musiałam go wyrywać z rąk nauczycielki, kilka karnych punktów minusowych nie zaszkodzi. ^^

Współprowadząca Kasia. ;*

czwartek, 14 listopada 2013

Rozdział 73

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ.

-Van więc..-powiedział Ross do mnie był załamany.
-Ross co się stało?-zapytałam.
-Vanessa, on, jest podłączony do maszyny która wykonuje praktycznie wszystkie czynności za niego, a szanse że przeżyje są bardzo nikłe, nie chciałem ci tego mówić, ale nie było sensu tego ukrywać.
Vanessa zaczęła płakać, były już godziny wieczorne, wszyscy byli załamani że jedno z dzieci nie przeżyło. Rocky i Ryland zabrali swoje siostrzane dziewczyny do ich domu bo byli zmęczeni. Ratliff postanowił zadbać o Laurę  Diego i przede wszystkim Rydel, przysiągł sobie że będzie ją chronił przed każdą ciężką sytuacją, w końcu kazał mu to Riker mówiący może nawet ostatnie słowa przed śmiercią. W szpitalu został Ross, chciał być jak najbliżej Vanessy i Rikera, wszyscy chcieli go zaciągnąć do domu ale on postanowił zostać. 
-Ross, dziękuję że jesteś ze mną.
-Vanessa, wiem że jestem to winny bratu, który przeze mnie leży w szpitalu.
-Ross nie przez ciebie tylko przez Taylor'a i Kelly.
-Tak ale gdyby plan Taylora by wypalił, to dziś Riker by tu z tobą był, cieszył się dzieckiem a nie walczył o życie, znów z mojego powodu. Wolałbym nie żyć gdybym wiedział że tak to się skończy.
-Ross proszę przestań.
-Dobrze, Van kochanie może się prześpij nie jesteś zmęczona po tym porodzie?
-Masz rację jestem, ale obiecaj że nie odstąpisz mnie na krok.
-Nawet nie mogę iść do Riker'a?
-Możesz, dobranoc Ross.
-Dobranoc.
Dochodziła dwudziesta druga do tej pory siedziałem na łóżku szpitalnym dla gościa postawionym obok łóżka Vanessy i czytałem gazety, przeglądałem internet i się nudziłem. Postanowiłem pójść do brata, wziąłem ze sobą mój telefon i udałem się na piętro niżej do Riker'a. Wszedłem na salę, leżał sam miał do siebie podłączonych kilka kabelków, rurkę , kroplówkę i duży wyświetlacz na którym był pokazany rytm jego serca, biło powoli Riker leżał sztywno, był blady na jego twarzy nie było uśmiechu miał zabandażowany obojczyk. Podszedłem do jego łóżka i usiadłem na krześle, grzywka mu opadała na oczy więc ją delikatnie poprawiłem, przejechałem kciukiem po jego policzku był blady i chłodny, złapałem go za jego lewą rękę i lekko ścisnąłem. W moim umyśle przypomniały się obrazy i wspomnienia z Riker'em zacząłem płakać i go przytuliłem. Siedziałem u Riker'a około dwóch godzin, wiedziałem że i tak nic nie wskóram więc postanowiłem wrócić do Vanessy. Na koniec mojej wizyty u brata pocałowałem go w czoło, ścisnąłem mocniej jego rękę i z szlochem opuściłem pomieszczenie.
Ross wszedł do pokoju Vanessy, która smacznie spała, usiadł na łóżku i się trochę uspokoił. Położył się z zamiarem zaśnięcia, już zamykał oczy i starał się zasnąć, gdy nagle Vanessa zaczęła się lekko rzucać po łóżku. Ross od razu do niej doskoczył, obudziła się z krzykiem.
-Vanessa co się stało?
-Ross.- powiedziała i wtuliła się w chłopaka który usiadł na jej łóżku.
-Coś ci się śniło?
-Tak, że Riker, on umarł w moim śnie, Ross to mnie przerasta ja się bardzo o niego martwię.
-Spokojnie byłem u niego.
-Dziękuję ci jeszcze raz.
-Nie dziękuj, potrzebujesz czegoś?
-Wiesz co chciałabym się czegoś napić.
-Jasne może być woda?
-Tak.
Ross poszedł do automatu na korytarzu i przyniósł dla Vanessy wodę mineralną.
-Proszę.
-Dzięki.- napiłam się wody.
-Chcesz coś jeszcze.
-Tylko Riker'a.
-Też bym go chciał.
-Ross mam prośbę.
-Spełnię każdą zachciankę.
-Położysz się przy mnie, Riker mnie zawsze przytulał przed snem.
-Oczywiście.
Ross położył się kolo Vanessy, która oparła mu głowę na ramieniu, a on ją objął.
-Wiesz co?
-Co?
-Jesteś jak taka młodsza wersja Riker'a.
-Nie dorastam mu do pięt.
-Ross proszę cię skończ.
-Dobrze dobranoc.
Vanessa zasnęła wtulona w Rossa , reszta członków paczki również już spała. Ross zanim zasnął miał dziwne przeczucia że coś się stanie, miał racje. Nagle w środku nocy....
                               CDN
__________________________________________________________
Rozdział pisany na szybkiego z powodu naszej nauki dlatego aż tak bardzo krótki, obiecuję że wynagrodzę to w najbliższym czasie i napiszę długi rozdział . ^^
W bonusie dodaje kilka zdjęć Ross'a i Riker'a. <3










środa, 13 listopada 2013

Rozdział 72

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ !

OD RAZU PRZEPRASZAM, ŻE DOPIERO TERAZ ROZDZIAŁ DODAŁAM TO PO PIERWSZE, A PO DRUGIE NIE MIAŁAM KOMPLETNIE POMYSŁU JAK TO NAPISAĆ, ALE W KOŃCU WYMYŚLIŁAM RAZEM Z KASIĄ  ^^ 

DZIĘKUJEMY ZA WSZYSTKIE WEJŚCIA I KOMENTARZE! 

[...] Nagle Riker się ocknął, Ross już był szczęśliwy, gdy nagle chłopak znowu stracił przytomność.
Siedziałem z Ratliffem przy Rikerze trzymając cały czas jego dłoń i mówiłem, a w sumie krzyczałem żeby się nie poddawał, ale ratownicy go cały czas reanimowali, ale to nic nie dawało, dojechaliśmy w końcu do szpitala i zabrali Rikera na sale operacyjną, jeden z ratowników został przy mnie i Ratliffie, chciałem się zapytać jego, co będzie z Rikerem, ale nie mogłem wykrztusić z siebie żadnego wyrazu, ale w końcu się przełamałem i zapytałem ze łzami w oczach
-Proszę pana, jakie są szanse, że on przeżyje?
-Marne, stracił on bardzo dużo krwi...Przepraszam...
-On nie może umrzeć, jego dziewczyna ma zaraz rodzić, to wszystko moja wina
-Jego dziewczyna jest w ciąży?
-Tak!- coraz mocniej płynęły mi z oczu
-Tak mi przykro
-Przepraszam na chwile, muszę zadzwonić- odszedłem kawałek dalej, wyjąłem telefon i wybrałem numer do Laury.
-Hej Kochanie, jak tam?
-Hee...Beznadziejnie- płakałem w słuchawkę
-Ross! Cholera, co się stało?
Nie potrafiłem powiedzieć, o co chodzi
-Jesteśmy w szpitalu tam gdzie Vanessa ma rodzić i się rozłączyłem.
Nogi się pode mną ugięły i po chwili siedziałem już oparty o ścianę, skuliłem się i zacząłem płakać jak małe bezbronne dziecko.
Ratliff do mnie podszedł i mocno mnie przytulił, ludzie się na nas patrzyli jak na jakieś dziwolągi.
Mijały minuty i coraz bardziej odchodziliśmy od zmysłów.

*GALERIA*

-Ludzie, jedziemy do szpitala już!
-ale, ale co się stało?
-nie wiem, Ross do mnie dzwonił cały zapłakany i powiedział tylko, że jest w szpitalu
-Dobra.
Ruszyliśmy jak najszybciej w tamtą stronę, doszliśmy po nie całych piętnastu minutach.

*SZPITAL*

Siedziałem dalej przy ścianie, nie obchodziło mnie to, że ludzie się ze mnie nabijają, myślałem tylko o Rikerze, nagle do Ratliffa zadzwonił telefon, odszedł na bok i odebrał, podejrzewam, że była to Laura, bo do mnie też dzwoniła, ale nie miałem ochoty, ani nie dałem rady odebrać i wykrztusić z siebie wyrazu.
-Ratliff! Gdzie wy jesteście, nie mogę się dodzwonić do Rossa! -dziewczyna mówiła zdenerwowanym tonem
-Laura, on jest w okropnym stanie, zresztą sama zobaczysz, jesteśmy na pierwszym piętrze- wyłączyłem się i wróciłem do Rossa
Nie mogłem patrzeć na Rossa, nigdy nie widziałem go w gorszym stanie jak dzisiaj, po paru minutach doszli do nas Rydel, Laura, Vanessa oraz Diego
-Możecie mi powiedzieć w końcu, co się stało? Gdzie jest Riker?
-Ross powiedz..
-Laura słonko proszę Cię daj mu spokój, nie widzisz, w jakim jest stanie?
Wziąłem za rękę Laurę, Van i  Rydel, a Diego został z Rossem
-Riker został postrzelony, przez tego... Taylora, przez przypadek, ponieważ kulką miał dostać Ross, a Riker go obronił i teraz Ross się obwinia za wszystko.
-Boże! Co z Rikerem?! Przeżyje?!
-Jeden z ratowników powiedział, że szanse są marne..
Opowiedziałem dziewczyną całą sytuację, nagle Vanessa się odezwała
-Czy tylko mi tak gorąco?
-Przecież tu jest zimno jak cholera- powiedziała Rydel z Laurą
-mi jest potwornie duszno, i co raz mocniej zaczyna mnie boleć brzuch
Po krótkiej chwili skuliłam się, nie mogłam wytrzymać z bólu, Ross właśnie wtedy podniósł głowę do góry i to zobaczył, wstał jak najszybciej i podbiegł do mnie.
-Vanessa! Co się dzieje?!
-Ross ja chyba rodzę!
-Właśnie teraz, o boże, co ja mam zrobić, Rikera nie ma!- Krzyknąłem na cały głos "Potrzebny Lekarz" i w ciągu kilkunastu sekund Podbiegł do nas doktor, który zajmował się Vanessą od samego początku ciąży
-Vanesso oddychaj spokojnie! Ross pomóż mi ją zabrać do sali porodowej!
Zrobiłem jak kazał, wziąłem pod ramię Vanessę i jak najszybciej udaliśmy się na sale.
Byliśmy już po kilku minutach, chciałem wyjść, ale Vanessa powiedziała, że mnie potrzebuje, a Rikera teraz nie może mieć przy sobie, cóż miałem zrobić, zostałem nie mogłem jej opuścić właśnie teraz wiem, że Riker pewnie byłby na mnie zły gdybym wyszedł.
Vanessie odeszły wody i zaczęła rodzić.
Stałem nad Vanessa, podałem jej rękę żeby się czuła pewniej, ale popełniłem błąd prawie mi połamała palce tak zaciskała moją rękę.
-Przepraszam Ross
-Nie przejmuj się! Dawaj!
Vanessa ścisnęła moją rękę tak, że prawie krzyknąłem, ale się powstrzymałem.
Poród trwał już dobre dwie godziny i było widać już główkę jednego dziecka.
-Ross chcesz usiąść?
-Nie spokojnie jest okej.
-Na pewno?
-Tak doktorze, po prostu jestem pierwszy raz w takiej sytuacji
-I pewnie nie ostatni -powiedział doktor, uśmiechając się do Rossa
Vanessa rodziła, a ja nie miałem pojęcia, co u mojego brata, czy w ogóle żyje, chciałem opuścić tą przeklętą sale porodową, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić, bo Riker by mnie chyba zabił, gdybym ją zostawił teraz, gdy mnie potrzebuje, gdy on nie może przy niej być. Stałem i martwiłem się Rikerem, a co jak nie przeżyje? Nie, nie mogę tak mówić!
-Ogarnij się Ross! -Krzyknąłem na głos nie wiedząc o tym
-Ummm? Ross?
-Przepraszam, ta sytuacja mnie przerasta, Riker ma operacje, a Vanessa rodzi, Ten dzień jest koszmarny!
-Będzie dobrze, a ty Vanessa przyj! Mocniej!

*VANESSA*

Bardzo mocno ściskałam rękę Rossa, lekarz kazał mi mocno przeć,  wiec zrobiłam to, co kazał pierwsze dziecko wyszło, było całe we Krwi, w pewnym momencie, Rossowi ugięły się nogi i upadł na ziemie, ale bardzo szybko się ocknął i wstał, nie wiedząc, co się stało.
Lekarz położył dziecko na mój brzuch, mogłam je dotknąć i przytulić, mimo, że było całe we Krwi, po chwili pielęgniarka, która stała niedaleko zabrała mi moją córeczkę i zabrała na badania, żeby zobaczyć czy wszystko z nią jest dobrze, Ross był nadal oszołomiony, a ja zaczęłam rodzić kolejne dziecko.
Ten poród trwał szybciej niż poprzedni, poprosiłam Rossa, żeby podszedł do mnie i złapał mnie za rękę, bo nie wiem, czemu, ale przy nim czułam się bezpieczna i bardziej wyluzowana, w końcu przeżyłam jeden poród to drugi też muszę.
-Przyj Vanessa! Mocniej! 
Krzyczałam w niebo głosy, ale to mi pomagało, ale po kilku minutach pokazała się już główka
-Dawaj Van! Poradzisz sobie! -Krzyknął do mnie Ross z Lekarzem
-Przyj!-krzyczał teraz sam lekarz
Powoli pokazywały się następne części ciała, w końcu po godzinnym porodzie dziecko wyszło, również było całe we krwi, ale zdziwiło mnie jedno, to że ono nie płakało...
Lekarz wziął dziecko na ręce, i nasłuchiwał czy oddycha, byłam w lekkim szoku, po chwili lekarz spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
-Doktorze co się stało?-spytałam zaniepokojona, a Ross chyba się już domyślił.
-Vanessa, jest mi bardzo przykro...
-Doktorze?
-Twoje dziecko nie żyje...
-Słucham?
-Twoje dzie.... - lekarz nie dokończył zdania, a ja  zaczęłam ryczeć, Ross mnie mocno przytulił
-Vanessa, jest mi strasznie przykro
-Doktorze, mogę chociaż je na ręce wziąć?
-Oczywiście - lekarz mi podał  martwego noworodka
-Co teraz będzie?
-Musimy zrobić sekcje płodu
-Rozumiem, Ross czy mógłbyś teraz wyjść, bo Vanessa potrzebuje trochę prywatności.
-Dobrze, pójdę się dowiedzieć co z Rikerem-powiedział cicho
Musimy zszyć, dam ci znieczulenie, a potem dostaniesz specjalną podpaskę z ligniny.
-Dobrze
Lekarz zabrał się za robotę, bardzo szybko się z tym uwinął, a potem zaprowadził mnie do pokoju, w którym mam leżeć przez kilka dni.
Jak mnie "zszywali" <hahahah taaa i tak nie wiem czy ogarniecie o co chodzi, no ale okej> zrobili dziecku wszystkie badania.
Dziecko było pod opieką specjalistów, a ja leżałam cała zapłakana w pokoju po stracie dziecka i wciąż myślałam o Rikerze, co z nim? Czy żyje? To wszystko było straszne, dlaczego ja mam takiego pecha?! 
Po godzinie płakania, do mojego pokoju wpadła "moja" cała rodzina, a w sumie to rodzina Lynchów, ale nazywałam ich swoją bo moi rodzice nie żyli od dłuższego czasu + Paula, Monika i Ratliff...
Wszyscy usiedli w okół mojego łóżka i pocieszali i takie tam, nagle Ross się odezwał
-Van, więc....

CDN <3 


PS: CIĄŻĄ JEST WYMYŚLONA NA SZYBKO, WIĘC NIE JEST DOKŁADNIE OPISANA TAK JAK WYGLĄDA PRAWDZIWA CIĄŻA... :C



wtorek, 12 listopada 2013

AAaaa

http://r5rockstheworld.com/#/explore?country=PL AAAAAAA GŁOSUJCIE JUŻ!!!!!! NA WARSZAWĘ NAJLEPIEJ, ALBO JAK CHCECIE NA KRAKÓW, ALE GŁOSUJCIE NA POLSKE ^^ 

jak już oddacie głos to spamujcie na tt 
@officialR5 #R5RocksTheWorld   Warsaw, Poland <3 " musimy do konca głosowania spamować ^^  

poniedziałek, 11 listopada 2013

NOWY ASK!

UWAGA, MAM NOWEGO ASKA !!!



http://ask.fm/ReniaaR5 

Rozdział 71 cz.2

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ.
Był piękny ostatni dzień maja, wstałam bardzo wcześnie, Taylor jeszcze spał więc postanowiłam go obudzić.
-Wstawaj dzikusie.
-Cześć piękna, gotowa na najsłodszą zemstę ?
-Już od dawna.
-Świetnie jesteś pewna siebie, ale przyda nam się to.
Taylor wciągnął z szuflady czarny pistolet i podał go dla Kelly.
-Mądry chłopak.- powiedziała i pocałowała go w usta.
-Wiem ale posłuchaj, mam tylko jedną kulę zadecyduj w kogo będziesz strzelać.
-To ty będziesz strzelać, i już wiem w kogo.
-No to oświeć mnie.
-Do najmłodszego członka R5, którego wszyscy najbardziej kochają.
-Do Rossa?
-Tak, powinieneś się cieszyć bo tobie zalazł za skórę.
-Nawet nie wiesz jak mnie to cieszy.
-Do dobrze.
-Kelly, posłuchaj skoro się już poznaliśmy i wiesz to wczorajsze, mam do ciebie pytanie, czy chcesz moją dziewczyną?
-Tak!
Dziewczyna rzuciła mu się na szyję i namiętnie pocałowała.
-Dobra czyli tak jak się umawialiśmy, kochanie o piętnastej idziemy do Lynch'ów odwdzięczyć się za marnowanie naszego cennego życia kotku.
-Dokładnie, a teraz chodź na dół, zrobimy śniadanie i wypijemy coś ciepłego.
-Oczywiście dla ciebie wszystko kochanie.
-Nie wiem jak Laura mogła cię nie chcieć.
-Też mnie to zastanawia.
Gdy Taylor i Kelly jedli śniadanie, Wszyscy w domu Lynchów już byli na nogach i mieli zaplanowany dzień. Monika, Paula,Ryland i Rocky mieli iść do domu dziewczyn, Rydel chciała iść na zakupy ale Ratliff nie był w humorze więc Laura, Diego i Vanessa zaoferowali się potowarzyszyć. W domu miał zostać Ross, Ratliff i Riker. Na śniadanie zjedli naleśniki zrobione przez Rydel i Rossa, były pyszne. Koło godziny czternastej wszyscy się rozeszli. W domu zostali trzej, nawet z wyglądu nie poważni chłopacy.
-Ratliff, długo nie gadaliśmy jak tam w związku z naszą siostrą?-Zapytał najstarszy.
-Dobrze a z tobą i Vanessą?- odpowiedziałem.
-Też dobrze.
-Ross a u ciebie jak się układa?- zapytali mnie Ratliff i Riker.
-U mnie świetnie. Wiecie co przypomniały mi się sytuacje w których mi pomagaliście.
-Tak na przykład.? - znów zapytali się oboje.-Riker jak zemdlałem na drodze i straciłem przytomność to ty kazałeś dzwonić roztrzęsionej Vanessie na pogotowie, a sam sprawdzałeś czy żyję. Ratliff jak mieliśmy wypadek jako jedyny się zainteresowałeś dlaczego nie wracamy i za nami pojechałeś mimo że wypiłeś. Dziękuję wam za to.
Ross podszedł do chłopaków przytulił ich i się rozpłakał.
-Ross, nic się nie dzieje my też mamy kilka sytuacji z których ty nas wyciągnąłeś.- powiedział Riker.
-Wiem ale...
-Ross niema ale, sam mi to powiedziałeś.
-Dobra.
Siedzieliśmy w salonie wspominając śmieszne sytuacje, na przykład po alkoholu jak wskoczyłem przez okno do salonu albo jak Ratliff spał z Rockim, jak byłem z Riker'em spięty różowymi kajdankami i nie chciano nam oddać kluczyka. Mieliśmy tego dużo, dobiła piętnasta i ktoś zapukał do drzwi.
-Ja otworzę - zaoferował się najstarszy.
W drzwiach stała Kelly i Taylor.

-Jest Ross?
-Tak, a co chcecie?
-Riker kto to?! -zawołał Ross i Ratliff  idący do drzwi miny im opadły jak zobaczyli Taylora i Kelly.
-Czego chcecie?- zapytał szorstko Ross stając po środku między Riker'em a Ratliff''em.
-Tylko jednego Ross zemsty.
Taylor wyjął zza pleców pistolet i wymierzył w Rossa, nacisnął na spust, rozległ się huk i trochę dymu, Taylor i Kelly już uciekali od domu Lynchów. 
Gdy zobaczyłem że wyciąga pistolet odepchnąłem Rossa na bok i odebrałem kulę, poczułem niesamowity ból przy ramieniu chwilę stałem na nogach i upadłem na ziemię.
Ross i Ratliff stali oszołomieni, dopiero po chwili zorientowali się że Riker upadł na ziemię i to nie Ross dostał kulą tylko Riker z którego teraz krew ciekła cienkim strumyczkiem.
-Riker!!!!- krzyknęli oboje.
-Stary dzwoń bo karetkę! -wrzasnął Ross na Ratliffa, który pobiegł po telefon.
-Ross, nie mogłem pozwolić żeby ci się coś stało, jestem za was odpowiedzialny, przeproś wszystkich i powiedz Vanessie że ją kocham.
-Riker przestań bredzić, ty musisz żyć rozumiesz, będziesz miał dzieci, kocham cię bracie proszę cię nie rób mi tego nie odchodź, tyle razy uratowałeś mi życie i ja nie będę dłużny.
Ross rozdarł swoją białą bluzkę i przyłożył do rany Rikera, niestety bardzo mocno krwawił.-Karetka już jedzie!, Riker stary nie zostawiaj nas!
-Ratliff przynieś jakiś materiał bo to jest już całe we krwi!
-Jasne.
-Ross posłuchaj, przeżyłem z tobą wspaniałe lata i dziękuję ci za to dzięki wam moje życie nie było nudne, dzięki wam wiem co to miłość, radość a nawet strach i cierpienie.
 powiedziałem i przytuliłem Rossa, przeze mnie był cały we krwi.
Przybiegł Ratliff.
-Ross żegnaj, kocham cię bracie, a ty Ratliff jak coś zrobisz Rydel będę twoim największym koszamarem, będę cię prześladował, ale wiedz że ciebie też kocham.
Riker powiedział ostatnie słowa i zemdlał, przyjechała karetka lekarz dziwnie się na mnie popatrzył byłem cały w łzach i krwi, zabrali Rikera do karetki i zaczęli go reanimować, gdy nagle.....
                                                                    CDN
___________________________________________________________________
Hejka, przepraszam że tak długo nie dodawałam tego rozdziału ale, nie miałam jak.
Mam nadzieję że rozdział się podoba, był pisany na granicach mojej wytrzymałości.

Jak sądzicie co będzie z Rikerem ??
Odpowiadajcie w komentarzach. <3

sobota, 9 listopada 2013

Reklama ^^

No także ten założyłam stronę, którą będę prowadzić, będzie ona o R5 i wszystkich rzeczach związanych z nimi, pewnie też nie zabraknie Raury itd :D ^^ ♥

http://r5mylife.jimdo.com/

piątek, 8 listopada 2013

Notka ♥

Hejka

Kasia dostała E-meila nie dawno, jak go czytałam to mi się płakać chciało, ponieważ nie rozumiem dlaczego takie osoby mają pecha w życiu, dobra to nie ważne..

JEŚLI CHCECIE NAPISAĆ CO SĄDZICIE NA TEMAT NASZEGO BLOGA, ALE NIE PUBLICZNIE PISZCIE  DO MNIE LUB DO KASI, ALE WOLAŁABYM DO MNIE PONIEWAŻ JAKBY NIE PATRZEĆ TO JA JESTEM ZAŁOŻYCIELEM, ALE PISZCIE JAK UWAŻACIE...JA NIE GRYZĘ XD

PS: NIE WIEM KIEDY BĘDZIE ROZDZIAŁ :D
RENIA ==> renniiaa@gmail.com 
KASIA ==> katarzynapaulinabury@hotmail.com





Renia z Kasią ♥

środa, 6 listopada 2013

Rozdział 71 cz. 1

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Wiem że scenka +18 dopiero była, ale nie mogłam się powstrzymać, bo resztę pisała Kasia, a ja tylko scenkę +18 :d
Przepraszam razem z Kasią że musieliście poczekać aż 2 dni na nexta ^^
Co raz mniej komentarzy i jest mi smutno :c 

Rano wstałem i udałem się do łazienki, Paula już nie spała, po około trzydziestu minutach byłem już odświeżony.
-Paula słuchaj idę przeprosić Ratliffa, wczoraj nie słusznie się z nim pokłóciłem.
-Skoro tak to ja idę do Moniki też na nią nie słusznie wyjechałam.
-Tak, to chodź ale po cichu bo jest wcześnie.
Rocky poszedł przeprosić Ella a Paula monikę. Wszyscy razem spotkali się na korytarzu, planowali po cichu zejść na dół ale zaczęli się śmiać i wydurniać, obudzili cały dom.
-Powaliło was jest dopiero siódma? -odezwałem się jako tymczasowy najstarszy gospodarz domu.
-No własnie co wam odwala. -poparł Ross.
-Ej serio was dziwi tylko to że nas zbudzili, ja to się dziwię że dom nie wybuchł jak są tak blisko siebie naprawdę coś się zmieniło?- zapytała oszołomiona Delly.
-pogodziliśmy się a co ?
-Nic, nic chodźcie do salonu bo już się rozbudziliśmy, Ross pomożesz mi przy śniadaniu?
-Jasne.
Cała grupa zeszła na dół i rozsiadła się w salonie, Riker i Ross poszli narobić kanapek, zajęło im to dość trochę czasu bo łącznie z nimi było dziesięciu ludzi w domu.
-Proszę.- padło hasło ze strony Rikera.
-Dzięki Riker.
-Ej a ja to co ? - zapytał Ross niosący na tacy kakao dla wszystkich.
-Ross o tobie się nie da zapomnieć, choćby się chciało.-zażartował Riker.
-
Dzięki.
Odpowiedział i wszyscy razem zaczęli jeść kanapki.
-Riker, Ross widzę że z was to muzyczni kucharze- zażartował Diego.
-Tak, ja i Ross mamy jak to mówią talent do gotowania.
-Talent błagam jeszcze nigdy nie jadłem tak dobrych kanapek i nie piłem lepszego kakao.
-Dzięki - odpowiedzieliśmy równocześnie.
Do południa oglądaliśmy filmy, leciały jak to w soboty komedie, wszyscy siedzieliśmy zajęci oglądaniem szczerze powiedziawszy bolały mnie nogi bo, od trzech godzin Laura na mnie siedziała. Czekaliśmy na nasz tysięczny koncert który miał lecieć o trzynastej. Riker zamówił Pizzę żebyśmy nie byli głodni. Jedzenie przywieźli pięć minut przed programem. Czekaliśmy na rozpoczęcie.
W klubie od około godziny siedziała ładna dziewczyna, zamówiła dla siebie kilka drinków mimo wczesnej pory, nagle wstała z miejsca i udała się w kierunku stolika w którym siedział chłopak mniej więcej w jej wieku trzymający telefon. Dosiadła się do niego i zaczęła Rozmowę.
-Hej przystojniaku jestem Kelly.
-A ja Taylor, wczesna jesteś żeby pić od południa.
-To wszystko przez mojego byłego, rzucił mnie dla jakiejś blond ździry Rydel.
-Czekaj ty mówisz o tym całym perkusiście z R5, Ellington Ratliff tak?
-Dokładnie znasz go?
-Tak przez jakiś czas Laura się do mnie kleiła, a potem Ross mi dał w mordę i tak to się skończyło.
-Czyli zadarłeś z Lynch'ami i ich paczką?
-Tak, i miałbym się ochotę zemścić.
-Tak jak ja słuchaj a może byś mi pomógł, wiesz ile ja wycierpiałam przez nich, chodziłam po psychologach byłam z nim kawał czasu a później wygrał ją- zaczęłam płakać.
- Pomogę ci, Ross mnie prawie zabił jak przywalił mi z marmurowego stojaka.
-Psychiczna paczka, ej słuchaj a może jest możliwość pójścia do ciebie?
-Ej słyszysz to?
-Co?
-Chodź.
Taylor pociągnął Kelly w stronę telewizora w którym szedł tysięczny koncert.
-Zabiję te szczury.
-Wiesz spokojnie mała trzeba pomyśleć jak to zrobić.
-To może chodźmy do ciebie przystojniaku?
-Jasne chodź.
Kelly i Taylor poszli do jego domu i włączyli muzykę. Kelly była lekko upita, co wiązało się z lekkomyślnością. Taylor nie czekając wykorzystał to i zabrał ją prosto do sypialni, bo widział że może ją wykorzystać.
Klęknąłem przed Kelly i powoli zacząłem zdejmować z niej koronki, byłem już totalnie napalony, w pewnym momencie ona się odezwała
-Taylor, proszę cię aby to był udany stosunek
-O to się nie martw mała.
Przyglądałem się jeszcze chwile pięknej figurze Kelly, ale w końcu postanowiłem się zabrać za robotę, odwróciłem Kelly na brzuch.
Wsadziłem mojego przyjaciela i lekko zacząłem poruszać, potem coraz mocniej, Ona zaczeła lekko pojękiwać, ale nie pozwolę jej tak szybko dojść, przestałem poruszać, a Kelly to wykorzystała i usiadła na mnie okrakiem, zbliżyła się do mojego przyjaciela i zaczeła przesuwać usta w górę i w dół, było to przyjemne, choć dla mnie za mało, więc powiedziałam żeby przestała i teraz znowu ja zabrałem się do roboty.
ona leżała na plecach, odezwałem się po chwili
-Tak mała, poczuj mnie całego! i zacząłem ją pchać.
Ona chwyciła mnie za ręce, zaczeła się ode mnie odpychać, moje oczy  płonęły w dzikim
oczekiwaniu.
mój oddech jest nierówny, podobnie jak jej, jest tak cudownie że nie chce tego kończyć, mógłbym się z nią kochać cały czas.
Kelly w końcu doszła do pełnego orgazmu, a ja razem z nią potem spuściłem sie na jej brzuszek, gdy skończyliśmy poszliśmy się umyć, później usiedliśmy na łóżku i zastanawialiśmy się nad tym jak możemy zemścić się nad Rossem i Ratliffem.
Po długim i głębokim zastanowieniu razem z Kelly wymyśliliśmy już jak się zemścić na tej dwójce, było już późno, Kelly została u mnie na noc.
Następny dzień miał być pełen emocji i może wreszcie udałoby się im na nich zemścić, zasnęli z nadzieją że wszystko im wyjdzie...

poniedziałek, 4 listopada 2013

Rozdział 70

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ 
Wczesnym rankiem wróciliśmy do domu, było po szóstej.  Riker już nie spał, nasz najstarszy syn przygotowywał w kuchni składniki na domową pizzę. Dom był w nienagannym stanie, widzieliśmy z Mark'iem że możemy na niego liczyć.
-O hej wróciliście.
-Tak było wspaniale, a co u was dzieciaki, działo się coś?-odpowiedział mi mój tata Mark.
-W zasadzie prócz tego że Ratliff i Diego u nas śpią to nie.
-Diego?-Zapytała się Strome.
-To syn tych bogatych ludzi u których Ratliff mieszkał kojarzycie?
-Tak coś wspominałeś.- odpowiedzieli oboje.
-Tak to o niego chodziło.
Do mojej mamy zadzwonił telefon, rozmawiała z kimś dość długo, a ja zacząłem ugniatać ciasto, tata mi pomagał dolewając wody. Po kilku minutach mama zakończyła rozmowę.
-Kto dzwonił kochanie?-Zapytał Mark.
-Ratliff'owie, proponują nam wyjazd tygodniowy, żeby odpocząć co ty na to?
-Dla mnie super ale co z dziećmi.
-Tato dziećmi błagam wiesz ile my mamy lat?
-Masz rację, ty to stary dziad ale mi chodzi o resztę.
-Dzięki.- zaśmiałem się pod nosem dalej ugniatając ciasto.
-No cóż wiesz chyba możemy im zaufać- powiedziała Strome.
-Możecie-potwierdziłem.
-No dobrze, chodź Mark spakujemy się.
-Ty idź spakuj nas obojga a ja oddzwonię do rodziców Ratliffa.
-Dobrze kochanie.
Moja mama poszła spakować rzeczy a tata dzwonił, po około trzydziestu minutach zakończyli swoje czynności. Pożegnali się ze mną i wyszli. Było w pół do siódmej, do kuchni zeszły Laura, Vanessa, Paula i Monika, miały dobre humory więc nie musiałem się niczego bać, pizza była już w piekarniku więc można było wyczuć zapachy rozchodzące się po kuchni.
-Ale pięknie pachnie- powiedziały na co się uśmiechnąłem.
-Oj Rikuś czyż byś się zarumienił?-zapytała Vanessa podchodząc do mnie.
-Nie kochanie tu jest po prostu gorąco.-palnąłem.
-Tak, tak oczywiście.
-Mam pomysł chodźcie pooglądamy coś zanim zrobi się śniadanie.
-Dobra- odpowiedziały.
 Wszystkie dziewczyny i Riker udały się w stronę salonu. Monika i Paula usiadły na dużym miękkim fotelu, Laura na takim samym ale sama się na nim wyciągnęła, zaś Riker usiadł na końcu kanapy pozwalając dla Vanessy położyć głowę na jego kolanach. Zaczął gładzić jej włosy tak że dziewczyna zasnęła. Reszta oglądała jakieś babskie kanały. Wybiła ósma jak na zawołanie do salonu wszedł Diego.
-Siema.
-Siema - odpowiedzieliśmy wszyscy prócz śpiącej Vanessy.
-Co robicie ?- dziewczyny nie zareagowały.
-Oglądają coś dla bab, chodźmy do kuchni.
Zdjąłem głowę Vanessy z moich kolan i położyłem poduszkę. Udałem się do kuchni gdzie już siedział Diego, wpatrujący się w piekarnik z jedzeniem.
-Co głodny?
-Trochę- zaśmiał się.
-Zaraz będzie trzeba wszystkich zbudzić, pomożesz mi ?
-Jasne to chodź.
Diego i Riker weszli na górę , najpierw udali się do pokoju Rylanda, wzięli poduszki i zaczęli go obkładać, chłopak wstał z łóżka jak oparzony i udał się w kierunku salonu. Riker postanowił obudzić Rossa a Diego zaoferował się do budzenia Rockiego i Ratliffa.
Wszedlem do pokoju Rydel spał tam Ratliff zakradłem się po cichu do łóżka i krzyknąłem:
-Wstawaj!
-aaaaaa!-krzyknął Ratliff i spadł z łóżka.
-żyjesz?
-Żyję co chcesz?
-Chodź do salonu bo będzie śniadanie.
-Dobra a co reszta już nie śpi?
-Wszyscy prócz Rossa i Rockiego, ale Rossa budzi Riker.
-To chodź do Rockiego.-Powiedział Ratliff.
Chłopacy zakradli się do Rockiego, przedtem biorąc gitarę na której zaczęli brzęczeć Rocky natychmiast się obudził i poszli do salonu.
Wszedłem do pokoju Rossa, miałem plan oblać go wodą ale było dosyć zimno i bałem się że może być chory więc usiadłem na łóżku i zacząłem go spokojnie budzić, szybko wstał i razem udaliśmy się do salonu.
Nałożyłem wszystkim po kawałku pizzy i zaczęliśmy zajadać.
-No to się zbieramy na jedenastą jest wywiad.
-Tak chodźcie.
Ubraliśmy się i pojechaliśmy na swa auta do studia. Margaret, czyli prowadząca już na nas czekała, całą kapelą usiedliśmy na wyznaczonych miejscach, Laura,Vanessa,Monika, Paula, Ryland i Diego czekali za kulisami. Jak dotąd wywiad szedł pomyślnie, jako najstarszy odpowiadałem na ważniejsze pytania.
-Czy mogę wam zadać ostatnie pytanie?-Zapytała Margaret.
-Jasne że tak.
-Ostatnio chyba się dużo komplikuje, wyjazd Ellingtona mógł zaszkodzić kapeli.
-Zagadam się to było niezbyt przemyślane. - wtrącił się Rocky.
-Ej stary już chyba wszystko jasne tak?, znowu zaczynacie?-Zaczął Ratliff.
-Słuchaj to mogło się gorzej skończyć.
-Ale skoczyło się dobrze.
-Dobra to wszystko na dziś dziękuję na wywiad.
Rozległ się krzyk cięcie i cały zespół udał się w milczeniu za kulisy, nie odzywali się aż do momentu wyjścia z hali.
-
Słuchaj Rocky czemu znowu zacząłeś temat?
-Sory Ell ale taka jest prawda.
-Słuchajcie chłopaki skończcie szczególnie ty Ratliff proszę kotku.-odezwała się Rydel.
-Moim zdaniem Rocky ma racje bo to mogło się skończyć gorzej- dodała Paula.
-Ej serio siostra ty też zaczynasz ?- tym razem to Monika chciała uspokoić siostrę.-Tak zaczynam a co ?
-Nic.
W niezbyt ciekawej atmosferze wrócili do domu Lynchów, i spędzili niezbyt przyjemne popołudnie, każdy był u siebie w pokoju tylko Ross, Riker, Vanessa i Laura siedzieli w salonie śmiejąc się do siebie.
                                    CDN .