środa, 13 listopada 2013

Rozdział 72

KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ !

OD RAZU PRZEPRASZAM, ŻE DOPIERO TERAZ ROZDZIAŁ DODAŁAM TO PO PIERWSZE, A PO DRUGIE NIE MIAŁAM KOMPLETNIE POMYSŁU JAK TO NAPISAĆ, ALE W KOŃCU WYMYŚLIŁAM RAZEM Z KASIĄ  ^^ 

DZIĘKUJEMY ZA WSZYSTKIE WEJŚCIA I KOMENTARZE! 

[...] Nagle Riker się ocknął, Ross już był szczęśliwy, gdy nagle chłopak znowu stracił przytomność.
Siedziałem z Ratliffem przy Rikerze trzymając cały czas jego dłoń i mówiłem, a w sumie krzyczałem żeby się nie poddawał, ale ratownicy go cały czas reanimowali, ale to nic nie dawało, dojechaliśmy w końcu do szpitala i zabrali Rikera na sale operacyjną, jeden z ratowników został przy mnie i Ratliffie, chciałem się zapytać jego, co będzie z Rikerem, ale nie mogłem wykrztusić z siebie żadnego wyrazu, ale w końcu się przełamałem i zapytałem ze łzami w oczach
-Proszę pana, jakie są szanse, że on przeżyje?
-Marne, stracił on bardzo dużo krwi...Przepraszam...
-On nie może umrzeć, jego dziewczyna ma zaraz rodzić, to wszystko moja wina
-Jego dziewczyna jest w ciąży?
-Tak!- coraz mocniej płynęły mi z oczu
-Tak mi przykro
-Przepraszam na chwile, muszę zadzwonić- odszedłem kawałek dalej, wyjąłem telefon i wybrałem numer do Laury.
-Hej Kochanie, jak tam?
-Hee...Beznadziejnie- płakałem w słuchawkę
-Ross! Cholera, co się stało?
Nie potrafiłem powiedzieć, o co chodzi
-Jesteśmy w szpitalu tam gdzie Vanessa ma rodzić i się rozłączyłem.
Nogi się pode mną ugięły i po chwili siedziałem już oparty o ścianę, skuliłem się i zacząłem płakać jak małe bezbronne dziecko.
Ratliff do mnie podszedł i mocno mnie przytulił, ludzie się na nas patrzyli jak na jakieś dziwolągi.
Mijały minuty i coraz bardziej odchodziliśmy od zmysłów.

*GALERIA*

-Ludzie, jedziemy do szpitala już!
-ale, ale co się stało?
-nie wiem, Ross do mnie dzwonił cały zapłakany i powiedział tylko, że jest w szpitalu
-Dobra.
Ruszyliśmy jak najszybciej w tamtą stronę, doszliśmy po nie całych piętnastu minutach.

*SZPITAL*

Siedziałem dalej przy ścianie, nie obchodziło mnie to, że ludzie się ze mnie nabijają, myślałem tylko o Rikerze, nagle do Ratliffa zadzwonił telefon, odszedł na bok i odebrał, podejrzewam, że była to Laura, bo do mnie też dzwoniła, ale nie miałem ochoty, ani nie dałem rady odebrać i wykrztusić z siebie wyrazu.
-Ratliff! Gdzie wy jesteście, nie mogę się dodzwonić do Rossa! -dziewczyna mówiła zdenerwowanym tonem
-Laura, on jest w okropnym stanie, zresztą sama zobaczysz, jesteśmy na pierwszym piętrze- wyłączyłem się i wróciłem do Rossa
Nie mogłem patrzeć na Rossa, nigdy nie widziałem go w gorszym stanie jak dzisiaj, po paru minutach doszli do nas Rydel, Laura, Vanessa oraz Diego
-Możecie mi powiedzieć w końcu, co się stało? Gdzie jest Riker?
-Ross powiedz..
-Laura słonko proszę Cię daj mu spokój, nie widzisz, w jakim jest stanie?
Wziąłem za rękę Laurę, Van i  Rydel, a Diego został z Rossem
-Riker został postrzelony, przez tego... Taylora, przez przypadek, ponieważ kulką miał dostać Ross, a Riker go obronił i teraz Ross się obwinia za wszystko.
-Boże! Co z Rikerem?! Przeżyje?!
-Jeden z ratowników powiedział, że szanse są marne..
Opowiedziałem dziewczyną całą sytuację, nagle Vanessa się odezwała
-Czy tylko mi tak gorąco?
-Przecież tu jest zimno jak cholera- powiedziała Rydel z Laurą
-mi jest potwornie duszno, i co raz mocniej zaczyna mnie boleć brzuch
Po krótkiej chwili skuliłam się, nie mogłam wytrzymać z bólu, Ross właśnie wtedy podniósł głowę do góry i to zobaczył, wstał jak najszybciej i podbiegł do mnie.
-Vanessa! Co się dzieje?!
-Ross ja chyba rodzę!
-Właśnie teraz, o boże, co ja mam zrobić, Rikera nie ma!- Krzyknąłem na cały głos "Potrzebny Lekarz" i w ciągu kilkunastu sekund Podbiegł do nas doktor, który zajmował się Vanessą od samego początku ciąży
-Vanesso oddychaj spokojnie! Ross pomóż mi ją zabrać do sali porodowej!
Zrobiłem jak kazał, wziąłem pod ramię Vanessę i jak najszybciej udaliśmy się na sale.
Byliśmy już po kilku minutach, chciałem wyjść, ale Vanessa powiedziała, że mnie potrzebuje, a Rikera teraz nie może mieć przy sobie, cóż miałem zrobić, zostałem nie mogłem jej opuścić właśnie teraz wiem, że Riker pewnie byłby na mnie zły gdybym wyszedł.
Vanessie odeszły wody i zaczęła rodzić.
Stałem nad Vanessa, podałem jej rękę żeby się czuła pewniej, ale popełniłem błąd prawie mi połamała palce tak zaciskała moją rękę.
-Przepraszam Ross
-Nie przejmuj się! Dawaj!
Vanessa ścisnęła moją rękę tak, że prawie krzyknąłem, ale się powstrzymałem.
Poród trwał już dobre dwie godziny i było widać już główkę jednego dziecka.
-Ross chcesz usiąść?
-Nie spokojnie jest okej.
-Na pewno?
-Tak doktorze, po prostu jestem pierwszy raz w takiej sytuacji
-I pewnie nie ostatni -powiedział doktor, uśmiechając się do Rossa
Vanessa rodziła, a ja nie miałem pojęcia, co u mojego brata, czy w ogóle żyje, chciałem opuścić tą przeklętą sale porodową, ale wiedziałem, że nie mogę tego zrobić, bo Riker by mnie chyba zabił, gdybym ją zostawił teraz, gdy mnie potrzebuje, gdy on nie może przy niej być. Stałem i martwiłem się Rikerem, a co jak nie przeżyje? Nie, nie mogę tak mówić!
-Ogarnij się Ross! -Krzyknąłem na głos nie wiedząc o tym
-Ummm? Ross?
-Przepraszam, ta sytuacja mnie przerasta, Riker ma operacje, a Vanessa rodzi, Ten dzień jest koszmarny!
-Będzie dobrze, a ty Vanessa przyj! Mocniej!

*VANESSA*

Bardzo mocno ściskałam rękę Rossa, lekarz kazał mi mocno przeć,  wiec zrobiłam to, co kazał pierwsze dziecko wyszło, było całe we Krwi, w pewnym momencie, Rossowi ugięły się nogi i upadł na ziemie, ale bardzo szybko się ocknął i wstał, nie wiedząc, co się stało.
Lekarz położył dziecko na mój brzuch, mogłam je dotknąć i przytulić, mimo, że było całe we Krwi, po chwili pielęgniarka, która stała niedaleko zabrała mi moją córeczkę i zabrała na badania, żeby zobaczyć czy wszystko z nią jest dobrze, Ross był nadal oszołomiony, a ja zaczęłam rodzić kolejne dziecko.
Ten poród trwał szybciej niż poprzedni, poprosiłam Rossa, żeby podszedł do mnie i złapał mnie za rękę, bo nie wiem, czemu, ale przy nim czułam się bezpieczna i bardziej wyluzowana, w końcu przeżyłam jeden poród to drugi też muszę.
-Przyj Vanessa! Mocniej! 
Krzyczałam w niebo głosy, ale to mi pomagało, ale po kilku minutach pokazała się już główka
-Dawaj Van! Poradzisz sobie! -Krzyknął do mnie Ross z Lekarzem
-Przyj!-krzyczał teraz sam lekarz
Powoli pokazywały się następne części ciała, w końcu po godzinnym porodzie dziecko wyszło, również było całe we krwi, ale zdziwiło mnie jedno, to że ono nie płakało...
Lekarz wziął dziecko na ręce, i nasłuchiwał czy oddycha, byłam w lekkim szoku, po chwili lekarz spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
-Doktorze co się stało?-spytałam zaniepokojona, a Ross chyba się już domyślił.
-Vanessa, jest mi bardzo przykro...
-Doktorze?
-Twoje dziecko nie żyje...
-Słucham?
-Twoje dzie.... - lekarz nie dokończył zdania, a ja  zaczęłam ryczeć, Ross mnie mocno przytulił
-Vanessa, jest mi strasznie przykro
-Doktorze, mogę chociaż je na ręce wziąć?
-Oczywiście - lekarz mi podał  martwego noworodka
-Co teraz będzie?
-Musimy zrobić sekcje płodu
-Rozumiem, Ross czy mógłbyś teraz wyjść, bo Vanessa potrzebuje trochę prywatności.
-Dobrze, pójdę się dowiedzieć co z Rikerem-powiedział cicho
Musimy zszyć, dam ci znieczulenie, a potem dostaniesz specjalną podpaskę z ligniny.
-Dobrze
Lekarz zabrał się za robotę, bardzo szybko się z tym uwinął, a potem zaprowadził mnie do pokoju, w którym mam leżeć przez kilka dni.
Jak mnie "zszywali" <hahahah taaa i tak nie wiem czy ogarniecie o co chodzi, no ale okej> zrobili dziecku wszystkie badania.
Dziecko było pod opieką specjalistów, a ja leżałam cała zapłakana w pokoju po stracie dziecka i wciąż myślałam o Rikerze, co z nim? Czy żyje? To wszystko było straszne, dlaczego ja mam takiego pecha?! 
Po godzinie płakania, do mojego pokoju wpadła "moja" cała rodzina, a w sumie to rodzina Lynchów, ale nazywałam ich swoją bo moi rodzice nie żyli od dłuższego czasu + Paula, Monika i Ratliff...
Wszyscy usiedli w okół mojego łóżka i pocieszali i takie tam, nagle Ross się odezwał
-Van, więc....

CDN <3 


PS: CIĄŻĄ JEST WYMYŚLONA NA SZYBKO, WIĘC NIE JEST DOKŁADNIE OPISANA TAK JAK WYGLĄDA PRAWDZIWA CIĄŻA... :C



13 komentarzy:

  1. Rozdział super ja zasnęłam ^^ sorka...

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. Super? ;D
      Dziecko nie żyje ale supoer hahahahah Kocham Was !

      Usuń
  3. Smutne :'( szkoda mi Van i Rikera

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eh bo ja mam głupie pomysły, powinnyście się do tego przyzwyczajać ^^

      Usuń
  4. ZAJEBISTY ROZDZIAŁ SZKODAA MI VAN I RIK :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Szkoda, ale jednak super!!!!! Dziwne XD
    Czekam na next;) <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba. dzisiaj postaram się zacząć nexta...

      Usuń
  6. rozdział swietny. przykro z powodu dziecka vanessy. ;( czekam na next. :**

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny, taki.... emocjonalny <3 jak zabijecie Rikera to... będzie wpie*dol xD kiedy nextt?? ♥

    OdpowiedzUsuń