~Narrator~
Minął tydzień odkąd Laura wróciła do LA i
odkąd spotkała się z Rossem. Rydel ani reszta Lynch’ów nie mogła się w ogóle z
nią skontaktować. Nikt nie miał pomysłu jak z nią porozmawiać. Pewnego dnia
Rydel odwiedziła ją w domu, ale Laura nie otworzyła drzwi.
Blondynka nie wiedziała, co ma o tym
myśleć. W pewnej chwili z daleka ujrzała nadchodzącego listonosza, uśmiechnęła
się, bo wydawało się jej, że jemu powinna otworzyć. Jednak się pomyliła.
-Przepraszam, czy znasz tą panią, co tu
mieszka? Od pięciu dni noszę dla niej list z Wielkiej Brytanii, a tutaj nikt
nie otwiera drzwi. – Rzekł lekko poirytowany listonosz.
-Z Wielkiej Brytanii? – Zapytała.
-Tak, od niejakiego Kierana Lemona.
Kojarzę to nazwisko, ale nie wiem skąd. – Uśmiechnął się.
-Kieran! – Krzyknęła, na co starszy pan,
spojrzał się na nią pytającym wzrokiem. – Tak, znam tą panią – Rydel szeroko
się uśmiechnęła.
-Przekaże pani jej ten list? –Zapytał uradowany.
-Oczywiście! –Listonosz podał Rydel list,
po czym odszedł.
~Rydel~
Kieran, Kieran jeszcze raz Kieran! Jedyna
osoba, która może uratować Laurę przed tym wszystkim jest właśnie on. Mała, mam
nadzieje, że nie będziesz na mnie zła, że otworze list, który był zaadresowany
do Ciebie, ale tylko tak uda mi się skontaktować z tym chłopakiem i z tobą. Rozerwałam
jak najszybciej kopertę i ujrzałam pocztówkę z białą kartkę, to musiał być list.
Cześć MALEŃKA!
Chciałem tylko dać znać, że od paru dni jesteśmy już w Wielkiej Brytanii!
Mam też nowy numer telefonu -à 07871796120, nie chciałem już Cię zadręczać dzwonieniem, więc napisałem list.
Mam nadzieję, że z Tobą wszystko w porządku u i dajesz rade z tym kretynem, co koło Ciebie mieszka, jak on miał? Ahh Ross, no tak… Mam nadzieje, że wszystko się ułoży i będziesz naprawdę szczęśliwa.
Strasznie za Tobą tęsknie, chłopaki też.
Trzymaj się!!
Kieran
PS: SPODZIEWAJ SIĘ NAS JESZCZE W TYM ROKU, NIE WIEM, KIEDY, ALE CZEKAJ NA NAS.
BUZIAKI! : )
BINGO! Mam jego numer telefonu, to mi
wystarczy. Laura, naprawdę cię przepraszam – mówiłam sobie w myślach. Mam
nadzieję, że mi wybaczy, ale to dla jej dobra. Nie mogę patrzeć na to wszystko
obojętnie, w końcu jest moją najlepszą przyjaciółką i ją bardzo kocham.
Wiedziałam, że nic nie wskóram już tu, pod jej drzwiami, więc stwierdziłam, że
będę wracać do domu. Może uda mi się dodzwonić do Kierana. Prawdopodobnie Ross znienawidzi
mnie jeszcze bardziej za to, że sprowadzę tutaj tego chłopaka, ale nie mam innego
wyjścia, mam nadzieję, że kiedyś zrozumie, że to dla dobra ich dwójki. Szłam
przed siebie i cały czas zastanawiałam się czy powinnam do niego dzwonić, może
powinnam porozmawiać najpierw o tym z Rikerem? On jest najstarszy i myślę, że
powie mi, co mam zrobić. Przyśpieszyłam kroku i po chwili byłam w domu.
-Riker, Riker, Rikerr gdzie jesteś? – Krzyczałam
głośno, żeby mnie usłyszał.
-Rydel nie krzycz tak! Rachell śpi. Tu
jestem, co się stało? – Wychylił głowę z ogrodu i gestem dłoni pokazał mi, że
mam do niego przyjść.
-Byłam przed chwilą u Laury, ale nie
otwierała, ale listonosz był i miał list z Wielkiej Brytanii do niej, ale jemu
też nie chciała otworzyć drzwi, więc zapytał się mnie czy przekaże jej list,
powiedział, że jest od Kierana i pomyślałam, że to jest jedyna deska ratunku
dla Laury.
-I, co w związku z tym?
-Otworzyłam kopertę, wiem, że to nie fair
z mojej strony, ale w tym liście podał swój nowy numer telefonu i tak jak
mówię, może on da radę się z nią skontaktować.
-Ale, o co ci dokładnie chodzi, Rydel?
-Jesteś głupi czy tylko udajesz? –
Wybuchłam śmiechem. – Chodzi mi o to, że może by do niego zadzwonić i poprosić,
żeby tutaj przyjechał, sam w liście napisał, że i tak mieli zamiar tutaj się pokazać.
Chciałam już do niego zadzwonić jak wracałam od Laury, ale musiałam najpierw z
tobą o tym porozmawiać.
-Myślę, że to dobry pomysł i dobrze, że
mi o tym powiedziałaś. Zadzwonisz czy mam zadzwonić? – Uśmiechnął się.
-Zadzwonię, ale boje się trochę reakcji
Rossa jak się dowie, że on tu jest… Nigdy
mi tego nie wybaczy.
-Trzeba tak zrobić, żeby się nie
dowiedział, a jak już się dowie, to trudno. Przejdzie mu i prędzej czy później
zrozumie, że to dla dobra Laury.
-Dobrze, to zaraz do niego zadzwonię –
uśmiechnęłam się i znowu wyszłam z domu.
Przeszłam deptakiem w stronę plaży,
trzymałam telefon cały czas w ręce, ale jakoś nie mogłam się odważyć i wybrać
numeru Kierana, może lepiej niech zadzwoni Riker? Nie, no przecież tak nie może
być. Jestem Rydel. Rydel Lynch. A co jak Kieran na mnie nakrzyczy, że
przeczytałam list? Co jak nie będzie chciał ze mną rozmawiać? Nie, nie i
jeszcze raz nie. Pod wpływem emocji wybrałam bardzo szybko jego numer i nacisnęłam
zieloną słuchawkę.
-Przepraszam, Kieran jest w toalecie, mam
coś przekazać?
-Yyyy ja…
-Oo już idzie – sympatyczny głos odpowiedział
i prawdopodobnie podał telefon Kieranowi.
-Z tej strony Kieran Lemon, słucham?
-Heeej z tej strony Rydel Lynch, może nie
kojarzysz mnie, ale jestem przyjaciółką Laury.
-Laury?
-Tak, na wstępie chcę przeprosić, ale
przeczytałam twój list do niej i tam był numer, dlatego dzwonie.
-List do Laury? Ahh tak, czy coś się stało?
– Spytał zaniepokojony.
-Niee, to znaczy.. – Wzięłam głęboki wdech
i zaczęłam temat. –Nie owijam nic w bawełnę, po prostu potrzebuje twojej
pomocy, od tygodnia nie mogę się dodzwonić do Laury, a jak do niej poszłam nie
otwiera mi drzwi, to wszystko przez mojego brata. – Powiedziałam smutno.
-Rossa?
-Tak, pokłócili się ostatnio.
-Jak ci mogę pomóc?
-Przeczytałam w liście, że chcieliście
tutaj do nas wpaść, więc pomyślałam, że możesz być jedyną osobą, która może jej
pomóc, dlatego czy nie dałbyś, albo dalibyście rady przyjechać wcześniej?
Naprawdę się o nią martwię i znając Laurę już bardzo długo, boje się, że mogła
sobie coś zrobić i to znowu coś przez mojego głupiego brata.
-Znowu. Coś. Zrobić?
-To nie jest rozmowa na telefon, Kieran –
Powiedziałam cicho. –Jeśli to dla was problem rozumiem, wtedy postaram się sama
z nią spotkać.
-Nie, absolutnie nie. Zaraz zamówimy
bilety na pierwszy lepszy lot do was i jak dobrze pójdzie, to jeszcze dzisiaj,
albo jutro z samego rana będziemy na miejscu.
-Dasz mi znać, o której i co? Przyjadę po
was z moim starszym bratem i pojedziemy od razu do laury, może być?
-W porządku, Rydel. Dziękuje, że
zadzwoniłaś.
-W końcu Laura jest waszą jak i naszą
przyjaciółką, naprawdę nie wiem jak mam Ci dziękować.
-Zgadza się, wystarczy jak postawisz
dobry obiad, dla głodnej Litwy, to znaczy moich głupich braci.
-Załatwione, do zobaczenia wkrótce,
pamiętaj daj mi znać jeszcze dzisiaj.
-Okej, do zobaczenia.
Odetchnęłam z ulgą. Kieran wydaje się
świetną osobą, ah i ten jego brytyjski akcent.
Dobra Rydel uspokój się, Ratliff by mnie
zabił za takie słowa. Jeden problem z głowy, teraz trzeba zebrać ekipę i
poinformować ich o tym, żeby nic nie mówili o Kieranie u nas w domu.
„U nas w domu, za dziesięć minut” –
Wysłałam SMS do Pauli i Moniki, a potem wróciłam do domu. Okazało się, że
wszyscy już tam byli.
-Rossa nie ma, prawda? –Zapytałam wchodząc
przez drzwi.
-Wyszedł piętnaście minut temu. –
Powiedział Ratliff i podszedł do mnie, a potem mnie objął.
-Przejdźmy do rzeczy. Jutro Kieran z
braćmi przylecą tutaj do nas, prawdopodobnie z samego rana, Riker liczę na
ciebie, że pojedziesz ze mną ich odebrać, a potem pojedziemy z nimi do Laury,
pomyślałam, że jemu uda się jej pomóc i mam nadzieje, że nic sobie nie zrobiła,
pamiętacie historie sprzed roku? – Wszyscy pokiwali głową. –Chodzi mi o to,
żebyśmy kryli chłopaków, bo jak Ross ich zobaczy, może stać się tragedia,
prawda? Dlatego musimy połączyć siły i unikać spotkania głównie Kierana z
Rossem, to tyle w sumie. Chłopaki mają mi dać znać jeszcze dzisiaj, o której
mają samolot.
-A gdzie oni się zatrzymają? – Spytał nagle
Rocky.
-Jeśli uda się nam wejść do domu, to
zostaną może z Laurą, a jeśli nie to załatwimy im hotel w pobliżu, zgoda?
-Zgoda. – Odpowiedzieli wszyscy chórem.
-Cudownie! Chodźmy na miasto coś zjeść! –
Krzyknęłam, byłam naprawdę głodna.
-Okej, poczekaj tylko przebiorę małą.
Riker wziął Rachell na ręce i udał się z nią do pokoju na górze.
TYMCZASEM W LONDYNIE.
~Kieran~
-Chłopaki! Zbierać się, lecimy do Los
Angeles, do Laury. Jednak najpierw trzeba bilety ogarnąć.
-Do Laury? Nie mieliśmy za dwa miesiące
tam lecieć? – Spytał Kit
-Sprawa nagła, ale może być problem z
załatwieniem biletów. – Powiedziałem smutno.
-Kieran… Ty zdajesz sobie sprawę z tego,
że możemy po prostu poprosić Marshalla i on załatwi nam samolot w ciągu dziesięciu
minut. –Powiedział do mnie najstarszy z braci, Sean.
-Jednak jestem idiotą. – Powiedziałem do
siebie, jednak oni to usłyszeli.
-Tak Kieran, jesteś idiotą. – Dodał Dean, a ja nawet nie miałem czasu się
zastanowić czy mam go uderzyć.
-Sean, kochany braciszku, jesteś
najstarszy, proszę załatw to, to jest sprawa życia i śmierci. Nawet ci cali
Lynchowie nie mogą skontaktować się z Laurą, a z tego, co mówiła Rydel, Laura
jest osobą, którą może sobie coś sobie zrobić, nigdy nie pomyślałbym, że moja
mała, jest taką osobą.
-Dobra, a wy idźcie się spakować, ale
już! –Rozkazał Dean, a sam wybrał numer do Marshalla.
Jakiś czas później.
-Samolot mamy za pół godziny, więc
jeszcze dzisiaj, późnym wieczorem będziemy na miejscu.
-To świetnie! – Krzyknąłem.
-Jesteście spakowani? – Zapytał nas podejrzliwie
Sean.
-Tak! – Krzyknęliśmy chórem. – Ty też już
jesteś już spakowany, rzuciłem torbę bratu. Ubraliśmy się i wyruszyliśmy
limuzyną w stronę lotniska.
~Narrator~
W Californii wszyscy zajadali się pyszną
pizzą, kiedy nagle zadzwonił telefon Rydel.
-Tak?
-Rydel?
-Ahh Kieran, co jest?
-Właśnie jedziemy na lotnisko, późnym
wieczorem powinniśmy być na miejscu, nie będzie to dla was problem?
-Niee w porządku. Czyli widzimy się jakoś
za jedenaście godzin, tak?
-Tak, do zobaczenia.
Delly odłożyła z uśmiechem telefon na
stół, a potem ukradła kolejny kawałek pizzy.
-Chyba muszę uświadomić Kieranowi, że
jesteś moją dziewczyną. – Burknął Ratliff.
-Kochanie, czy ty jesteś zazdrosny o to,
że drugi raz w życiu gadam z chłopakiem, którego nie znam? – Zadrwiła blondynka.
-Nie, skądże.
-Ja myślę.
-Musimy zorganizować sobie czas do
wieczora – powiedziała z uśmiechem Paula.
-Zgadza się.
-Może tak dla oderwania się od
wszystkiego, proponuje wesołe miasteczko, hmmm? – Dodała Monika
-Jasne! – Krzyknęli wszyscy i poszli
wolnym krokiem w tamtą stronę.
***
Tak spędzili resztę dnia, dlatego dopiero
pod wieczór wrócili do domu, bo mała już marudziła.
-Pójdę ją wykąpać i uśpić, a wy róbcie,
co chcecie… Na razie – uśmiechnął się do wszystkich, po czym wziął małą na ręce
i poszedł na górę. Szybko ją wykąpał, potem nakarmił, a że Rachell była już
bardzo zmęczona, zasnęła po chwili, nawet nie marudząc. Riker zszedł na dół do
wygłupiających się przyjaciół.
-Wygląda na to, że jestem już stary i
najnormalniejszy. – Riker wybuchł śmiechem.
-Postawiłbyś trochę na luz, i przypomniał
sobie siebie za czasów licealnych, a nie sztywniak z ciebie jakiś wyrósł. –
Powiedział Ellington, na co wszyscy wybuchli śmiechem.
-Ja nie jestem sztywny, haloo! – Oburzył się
najstarszy.
-Ah tak? Kiedy ostatni raz byłeś na imprezie,
albo nawet, kiedy ostatni raz napiłeś się, chociaż jednego piwa? Z tego, co mi
się wydaję, Vanessa nie jest osobą, która zabrania ci tego robić.
-Ja mam dziecko, muszę się nią opiekować,
żeby Vanessa mogła odpoczywać.
-Pantoflarz z Ciebie się zrobił. – Dopowiedział
Rocky.
-Niee prawda! – Krzyknął, ale po chwili
ściszył ton głosu, bo mała śpi na górze.
-Dobra nie zaczynajcie teraz takich
tematów, uważam, że moja siostra w tym momencie jest troszkę ważniejsza.
-No tak.
-Obejrzymy coś? Mamy
jeszcze przynajmniej ze trzy godziny za nim oni tutaj dolecą. – Zapytała Delly.
Rocky wstał i wyciągnął
z szuflady pierwszą lepszą płytę DVD i włączył jakąś komedie, A Riker poszedł
zrobić popcorn i wrócił po chwili. Te dwie godziny bardzo szybko minęły, Delly
nie chciała przeszkadzać reszcie w oglądaniu, więc cicho wstała i wzięła Rikera
za rękę.
-Musimy iść, bo
dokładnie nie wiem, o której mają być. – Założyli buty i wyszli z domu. Na
lotnisko byli po nie pełnych trzydziestu minutach.
_______________
Moją nieobecność usprawiedliwię, tym, że jakoś już mnie aż tak bardzo nie ciągnie do R5, nie bardzo podobają mi się ich nowe piosenki i parę osób chyba zauważyło, że to już nie to samo R5... Możecie mnie teraz hejtować czy coś, ale to tylko i wyłącznie moje zdanie, więc jestem przygotowana na konsekwencje. A na koncert jadę, bo jadę, głównie dlatego, żeby spotkać się ze starymi znajomymi za czasów mojej ogromnej miłości do R5.
****
Hej wszystkim! Nie wiem czemu, ale jakoś mnie naszło, więc napisałam rozdział, od jakiegoś czasu nic nigdzie nie pisałam, więc trochę się opuściłam w pisaniu i znowu popełniam bardzo dużo błędów. Mam nadzieje, że rozdział was nie zawiódł, oczywiście następny napisze o wiele lepiej, tylko nie wiem kiedy dokładnie się pojawi, może znowu będę miała chwile słabości i nic nie napisze, a rozdział pojawi się po kilku miesiącach, ale też może się okazać, że pojawi się na dniach, sama nie wiem.
****
Hej wszystkim! Nie wiem czemu, ale jakoś mnie naszło, więc napisałam rozdział, od jakiegoś czasu nic nigdzie nie pisałam, więc trochę się opuściłam w pisaniu i znowu popełniam bardzo dużo błędów. Mam nadzieje, że rozdział was nie zawiódł, oczywiście następny napisze o wiele lepiej, tylko nie wiem kiedy dokładnie się pojawi, może znowu będę miała chwile słabości i nic nie napisze, a rozdział pojawi się po kilku miesiącach, ale też może się okazać, że pojawi się na dniach, sama nie wiem.
Bardzo dziękuje za wszystkie miłe słowa, ale informuje was, że z pewnych i osobistych przyczyn Patrycja już nigdy nie będzie ze mną pisać na tym blogu, ani na drugim. Co do tego drugiego bloga, to tam jak na razie nie zapowiada się, żebym coś kontynuowała.
To w sumie na tyle, oczywiście liczę na wasze komentarze z poprawkami czy czymkolwiek.
A tak z ciekawości zapytam... Z kim się spotykam na koncercie? :)
~Renia